— Niekiedy jestem poprostu nieznośna — przyznała Karolinka.
— Doprawdy?
— Tak, mówię poważnie, wszyscy wtedy uciekają odemnie, nikt nie chce mieć ze mną do czynienia.
— Czy to ci się często zdarza? — zapytał Antoś,
— Nie, od czasu do czasu. Djabeł nie dziewczyna — mówi wtedy panna Anna a wszyscy podzielają jej zdanie.
— Coś mi się nie wydaje, aby to było możliwe — wyraził swą wątpliwość Ludwik.
— Naprawdę, nawet na Jasia krzyczę wtedy, chociaż naogół nie podnoszę na niego nigdy głosu.
— A Jasia jak niema, tak niema.
— Wiecie co, pójdę jeszcze raz na górę i zobaczę. Może siedzi gdzieś w kącie i płacze.
— Płacze, dlaczego?
— Płacze, że zapomniałam o nim i jem podwieczorek bez niego, a on siedzi sam, nieszczęśliwy.
— Idź, zobacz — zgodziła się Janka — chcesz, to pójdę z tobą.
— Nie, już wolę iść sama, bo jak usłyszy, że ze mną idzie ktoś jeszcze, to gotów się schować.
Karolinka zerwała się od stołu.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.