— Nie uspokoję się! Jak pani śmi, tak mówić na Karolinkę, na moją Karolinkę? Nie pozwalam.
— Jasiu!
— Karolinka jest o wiele mądrzejsza od pani i od wszystkich wokoło i jest lepsza także i nie można jej przekupić.
— Muszę tam iść — zawołała Karolinka, zawstydzona, że jej goście są mimowoli świadkami domowych scen.
— Ten mały to jednak dzielny chłopak — mruknął Antoś.
Karolinka pobiegła naprzód.
Coś tam mówiła przyciszonym głosem, coś tłomaczyła, prosiła.
Jeszcze kilka razy słychać było podniesiony głos panny Anny, jeszcze kilka razy wołała groźnie.
— Jasiu!
Lecz potem nastąpiła cisza.
Jak Karolinka zdołała osiągnąć zgodę, tego dzieci nie wiedziały, w każdym razie wróciła po kilkunastu minutach z uspokojonym Jasiem i zaproponowała swoim gościom, aby się wybrać następnego dnia, samego rana autem do miasteczka.
Propozycja nie spotkała opozycji, przeciwnie
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.