Tego dnia przedstawienie cyrkowe było wręcz niezwykłe. Przyznawali to wszyscy zgromadzeni na okrągłym placyku. A zgromadzonych było tego dnia bardzo wielu. I co najdziwniejsze, tłum widzów nie składał się tego dnia wyłącznie z publiczności jarmarcznej.
— Mamy dziś arystokrację, — powtarzał stary właściciel cyrku, rozglądając się z zachwytem wokoło.
Rzeczywiście na przedstawieniu byli obecni i właściciel apteki z całą liczną rodziną, składająca się z żony, teściowej i pięciorga dzieci z niańką, i samotny mierniczy, obaj lekarze, jeden z żoną, a drugi z dwoma synami-bliźniakami.
Tak, całe lepsze towarzystwo miasteczka przybyło tym razem na przedstawienie cyrkowe.
Była to zasługa Ludwika, który opierał się dosyć długo namowie Karolinki, mając jako najważniejszy argument powtarzane kilkakrotnie powiedzenie:
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ PIĄTY.