Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pomyśl, coby moi rodzice powiedzieli, albo twój ojciec, widząc nas nagle występujących w budzie cyrkowej.
Lecz Karolinka odcięła się z zapałem.
— Myślę, że twoi rodzice, tak samo jak mój ojciec są na tyle szlachetni, że nie zwróciliby uwagi na pozory, a pomyśleliby o wyniku. Przecież chodzi o to, aby zarobić kilka groszy dla tych biedaków, którzy nieomal umierają z głodu i nędzy.
— Tak, Karolinka ma słuszność, — przyznała Janka, — ja, wprawdzie, nie zdobyłabym się na taki pomysł, ale zróbmy to o co jej chodzi.
Wtedy Ludwik ustąpił. A zgodziwszy się, wykazał niepospolity dar organizacyjny.
— Jeżeli już mamy w tem brać udział, to przynajmiej postarajmy się, aby z tego naprawdę coś wyszło, abyśmy się nie ośmieszyli. Bo pomyśl Karolinko, coby to było, gdyby jakiś chłop przyjrzał ci się podczas przedstawienia, splunął z pogardą i odszedł, awanturując się i żądając zwrotu pieniędzy za swój bilet.
— Miejmy nadzieję, że tak źle nie będzie, — pocieszała się Karolinka, lecz tem nie mniej miała poważną tremę.
— Przedewszystkiem trzeba opóźnić przedsta-