Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

wienie o całą godzinę, — postanowił Ludwik, — a tymczasem postarać się o jaknajwiększy napływ gości.
Zwierzył się z tym zamiarem przed właścicielem cyrku, który spoglądał na dzieci z wyraźną nieufnością, tem niemniej postanowił być posłusznym, będąc zdania, że gorzej niż obecnie już się dziać w cyrku nie może. Nie ryzykował przeto nic a może jednak zmieni się coś na korzyść.
— A teraz Janka i Antoś pójdą do wszystkich znajomych i zaproszą ich na przedstawienie.
— O, to jest dobry pomysł! — przyznał wspaniałomyślnie Antoś.
Po chwili udali się na wspólną wędrówkę. Antoś uzbrojony był w trąbę, na której wygrywał przed każdym domem, wołając w chwilę później, możliwie jaknajgłośniej:
— Wspaniałe przedstawienie cyrkowe. Można się uśmiać i ubawić! Prędzej, wszyscy do cyrku!
Lub też:
— Największa atrakcja sezonu. Dzieci z pałacu dają gościnny występ!
Antoś nie zadawalniał się zresztą tą ogólną agitacją, gdy tylko spostrzegł kogo ze znajomych, wówczas podchodził natychmiast i tajemniczym sze-