— Przecież mówili wyraźnie, że to tylko ten jeden raz, aby pomóc biedakom.
— E, coś mi ta litość wydaje się podejrzana.
— Dlaczego?
— Gdzie to pani widziała, aby pańskie dzieci występowały nagle, z litości, w cyrku?
— To prawda!
— A widzi paniusia!
— Więc dlaczegoby występowali?
— Może to nawet nie dzieci z pałacu, a zupełnie inne.
— E, nie. Znam przecież tę Karolinkę, jak jeszcze była malutką dziewczynką.
— Może jest tylko podobna. Może podstawili.
— Kto ich tam wie!
A w drugim końcu ławek mówiono podobnie:
— Może tylko mówią, że to jedyny występ, a tymczasem z biedy muszą występować.
— Jakto, z biedy?
— A tak. Podobno cały majątek stracił.
— Nic dziwnego. Wdowiec, bez żony.
— A coby tu żona pomogła?
— Zawsze by mu gospodarstwo prowadziła.
— A tak to wszystko stracił.
— Właśne dzieci na poniewierkę puścił.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.