zajrzała do zeszytu Antosia, który z pośpiechem zamknął go natychmiast.
— Co ty za głupstwa wypisujesz, Antek?
— Dlaczego myślisz, że to są głupstwa?
— Widzę przecież, zasłaniasz ręką, zamykasz zeszyt, nie chcesz, aby ktoś widział, więc napewno głupstwa, których sam się wstydzisz?
— A może to tylko tajemnica?
— Może miłosne wiersze?
— W każdym razie coś dużo poważniejszego od waszych dziecinnych rozmów.
— Antosiu, pokaż, kochany Antosiu! — zmieniła Janka ton głosu na pieszczotliwy.
— Nie pokażę.
— Pokaż, kochanie!
— Nie pokażę.
— Dlaczego?
— Bo nie chcę.
— Czyżbyśmy nie byli godni?
— Żebyś wiedział, że nie jesteście godni.
Janka zpojrzała na brata.
— Słyszałeś?
Lecz Ludwik kiwnął potakująco głową i rysował z tym samym spokojem, nie patrząc nawet w stronę Antosia.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.