Strona:Zofia Dromlewiczowa - Rycerze przestworzy.djvu/11

Ta strona została przepisana.

— E, — mruknął tylko i znowu spojrzał przed siebie.
Trzeba przyznać, że z Olkiem nie można się wcale sprzeczać, przynajmniej nie jest to rzeczą łatwą. Olek nie lubi się odcinać, nie lubi się kłócić, nie obraża się o byle co. Poprostu powie to co myśli i nie bierze wcale udziału w dyskusji, jaka się na skutek tego powiedzenia wywiązuje. Trzeba także przyznać, że naogół jest rzeczywiście mądrzejszy od innych chłopców w swoim wieku. A może poprostu łatwiej się zamyśla. Teraz także zamyślił się głęboko. Myśmy również nie mieli ochoty do sprzeczki, więc siedzieliśmy w milczeniu.
— Trzeba będzie jednak zabrać się do tej historji — zdecydował wreszcie Stefek.
— Jakoś nie mam ochoty — odpowiedziałem szczerze.
— Ja też nie, ale robi się coraz później.
— Marysia niedługo nadejdzie.
— A więc niema rady, uczmy się.
— Możesz będziesz czytał głośno.
— Dobrze.
Wziąłem książkę do ręki i właśnie miałem rozpocząć czytanie, gdy uwagę naszą odciągnął warkot motoru.