— Nicby się nie stało, gdyby się lekcje zaczęły chociaż o miesiąc później.
Widząc, że nauczyciel nie przychodzi, dzieci zaczęły głośno domyślać się przyczyny:
— Może zachorował.
— Słyszałem, że wyjechał do miasta.
— W takim razie nie przyjdzie dziś do szkoły.
— Ale to nie jest nic pewnego.
— Mnie się zdaje, że widziałam go dziś na korytarzu, — twierdziła z całą stanowczością Zuzia.
— A to szkoda, bo gdyby pan nie przyszedł, to moglibyśmy wyjść z klasy na podwórze.,
— Cicho, ktoś idzie.
W klasie uciszyło się natychmiast. Rzeczywiście na korytarzu słychać było kroki i po chwili otworzyły się drzwi klasy trzeciej.
Dzieci podniosły się z ławek. Do klasy wszedł nauczyciel polskiego, obok niego zaś szła szczupła, drobna dziewczynka.
— Oto wasza nowa koleżanka — powiedział nauczyciel głośno — zaopiekujcie się nią, bo po raz pierwszy znajduje się w szkole.
— Dobrze, proszę pana — odpowiedział chór dziecinnych głosów.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.