li prawdziwych cudów. Znajdowali się zawsze razem. Razem się bawili, razem pracowali. Nazywaliśmy ich „wierną eskadrą“. Każdy z nich gotów był uczynić wszystko dla pozostałych. Mimo to różnili się bardzo usposobieniem i zachowaniem. Najmłodszy był Jaś, którego nazywano szalonym Jasiem. Ten śmiał się zawsze i śmiejąc się opowiadał, że umie czarować przestworza, że ujarzmia chmury, zatrzymuje pęd oszalałego wiatru i zmusza promienie słoneczne, by świeciły oświetlając mu powietrzną drogę. Jaś zginął pierwszy. Umiał czarować chmury, nie umiał jednak czarować nieprzyjacielskich kul. Trafiony jedną z nich w samo serce szalony Jaś umarł natychmiast i nie wiem czy zdążył pomyśleć z dumą, że oto umiera wybraną przez siebie już oddawna „śmiercią lotnika“.
Janek przerwał, zamyślił się, Może widział przed sobą śmiejącego się, szalonego Jasia, może przeżywał jeszze raz tę chwilę gdy dowiedział się, że Jaś już nie żyje. Tomek i Asia milczeli, słuchając uważnie. Po chwili Janek ciągnął dalej:
— Drugi zginął Jerzy. Był zawsze poważny i aż ponury. Ożywiał się tylko wtedy, gdy mówiono o walkach powietrznych. Wtedy z powagą wymieniał cyfrę, strąconych przez siebie samolotów nieprzyjacielskich. Przy zmianie tematu wpadał znów w posępną zadumę,
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.