godni, czy za kilka miesięcy. Przecież obiecałeś, że mi powiesz prawdę.
— Bo nie myślałem, że jesteś taka beksa.
— Już nie jestem.
— A więc za kika tygodni zapewne.
— I chciałeś polecieć, nie żegnając się ze mną.
— Pożegnalibyśmy się przecież jutro.
— To nie jest to samo.
— Widzisz, Asiu, nie powinnaś płakać, bo mnie to osłabia, odbiera mi wiarę powodzenie, martwię się waszem zmartwieniem i nie mogę dostatecznie skupić wszystkich myśli i pragnień tylko na jednem. Rozumiesz mnie?
— Tak.
— Datego nie chciałem nikomu nic mówić aż do ostatniej chwili.
— Ja już nie będę ci przeszkadzać — zapewniła Asia.
— Dobrze, pamiętaj o tem, a ja natomiast nie będę nic ukrywał przed tobą.
— Dobrze, Janku — powiedziała Asia poważnie i z wysiłkiem połknęła łzy, które zamierzały znowu popłynąć do oczu. Janek udał, że tego nie zauważa.
— Myślę, że mi się uda polecieć za kilka tygodni.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.