się na wzgórza, zjeżdżał stromą ścieżką. Wydawać się mogło, że dla niego i dla jego konia nie egzystuje nic trudnego na świecie.
— Widzisz, za chwilę ich uratuje — szepnął Tomek.
Asia patrzyła uważnie. Przejmowały ją żywo losy jasnowłosej bohaterki, którą przed chwilą schwytali bandyci, usiłując dowiedzieć się od niej, gdzie jej ojciec przechowuje pieniądze, przeznaczone na wypłatę dla robotników.
— Ale czy da sobie radę? — powiedziała z powątpieniem — przecież on jest jeden, a ich kilku.
— O, bądź spokojna, jakoś to będzie, — odpowiedział Tomek, nie wiedząc wprawdzie w jaki sposób bohater wybrnie z ciężkiej sytuacji, ale mając niezłomną pewność, że napewno nie zginie.
Już po chwili zresztą okazało się, że Tomek ma słuszność. Tom Mix walczył za dwóch, za czterech, za dziesięciu, zarzucił lasso na szyję koniom, strzelał z dwóch rewolwerów jednocześnie, wskakiwał na dach, zeskakiwał w najmniej spodziewanej chwili, aż wreszcie bandyci, poddali się bez wahania, a jasnowłosa bohaterka znalazła się w jego objęciu.
Jeszcze chwila i Tom Mix wjeżdżał tryumfalnie do rodzinnego miasteczka.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.