— Dobrze — odpowiedział Tomek drżącym głosem.
— Tak, ale widzę, że ty już martwisz się na zapas — żartował Janek, widząc, że oczy chłopcy napełniają się łzami.
— O, jabym tego nie zniósł, żeby pan nie wrócił! — wykrzyknął chłopiec.
Janek uśmiechnął się. Uścisnął rękę chłopca.
— Proszę cię, przyrzeknij mi, że w razie czego postarasz się, aby Asia nie pogrążyła się w rozpaczy.
— Obiecuję to panu — wyszeptał Tomek, wstrzymując z trudem łzy i usiłując się uśmiechnąć.
— Bo widzisz, ja ze wszystkich bliskich na świecie najbardziej kocham tę małą. Wiesz, gdy Asia była zupełnie malutka i płakała to wystarczyło, abym wszedł do pokoju i natychmiast się uspakajała.
Janek zamyślił się, jakgdyby wspominając te chwile gdy był chłopcem, któremu nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Tomek milczał także, starając się uspokoić. Prośba Janka wywarła na nim ogromne wrażenie. Nie dlatego, że poczuł się, jakgdyby doroślejszym przez to okazane mu zaufanie, a dlatego, że po raz pierwszy właściwie zdał sobie jasno sprawę z grożącego Jankowi niebezpieczeństwa. Dotychczas
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.