nie myślał jakoś o tem. Wiedział wprawdzie, mówił nawet na ten temat, ale nie czuł tego. Teraz dopiero zrozumiał, że Janek mógł poprostu nie wrócić więcej. Odlecieć za kilka dni, jak to było postanowione, a potem zaginąć. Tak łatwo przecież można zmylić drogę, zabłądzić, może zabraknąć benzyny, burza może przeszkodzić dalszemu lotowi, wyczerpanie może uniemożliwić przybycie do celu!
Tak, Tomek dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z szeregu niebezpieczeństw, które groziły Jankowi. Wiedział o nich wprawdzie przedtem także, lecz jakoś ich nie odczuwał. Teraz zaś siedział obok Janka nieruchomy, w milczeniu, przejęty swemi myślami, zatrwożony o los swego dorosłego przyjaciela.
— Widzisz Tomku — usłyszał głos Janka — Powiedział raz Napoleon, że jeżeli chce się osiągnąć swój cel, to przeszkody nie należy uważać za przeszkodę. Zrozumiałeś?
Tomek skinął potakująco głową. Bał się odpowiedzieć, gdyż czuł, że przy pierwszych słowach głos mu się załamie i wybuchnie płaczem, jak dziecko, a nie jak dorastający chłopiec, któremu Janek powierzył pieczę nad swoją ukochaną siostrą.
Przez ten cały dzień Tomek był milczący i nieswój, aż Asia zauważyła z przekąsem:
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.