wychodzimy tylko na chwilę. Zresztą mogą przez ten czas ukazać się jakieś wiadomości o Janku.
— To chodźmy — zgodził się Tomek.
W domu zastali rodziców siedzących przy radjo. Nadawano ostatnie wiadomości z przelotu Janka, opowiadano o nim rozmaite szczegóły.
— Żyjemy dziś pod znakiem Mirskiego — entuzjazmował się Tomek. — Ach Asiu, jak ja ci zazdroszczę, że masz takiego brata.
Potem, przed późną kolacją, przybyła jeszcze jedna wiadomość. Janek leciał szczęśliwie wybraną drogą, widziano go z okrętu.
— Bogu dzięki, wszystko idzie szczęśliwie — odezwała się matka. — Połóżcie się spać dzieci, wcześniej. Od piątej jesteście przecież na nogach.
Lecz dzieci zaprotestowały. Jedynie Zygmuś, któremu oczy zamykały się ze zmęczenia, położył się spać, jak mówił, na chwilkę i zasnął natychmiast. Asia i Tomek natomiast usadowili się po kolacji na balkonie i patrzyli w gwiaździste niebo, jakgdyby mogli ujrzeć jeszcze niknący w oddali samolot Janka. Teraz, gdy uspokoił się trochę całodzienny gwar i ruch, gdy umilkły stopniowo głośniki radjowe, gdy ciemna noc zwyciężyła jasność dnia, dziewczynka poczuła lekki niepokój. Niepokój ten wzmagał się.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.