miejscu, znajdował się Janek. Zewsząd czyhała na niego śmierć, zewsząd groziło niebezpieczeństwo.
Wydawało się Asi, że słyszy pluskot fal, że widzi ciemne, spienione wody. Może burza targała teraz samolotem, może wicher strącał go z drogi. Cóż stało się z Jankiem? Gdzie znikł? Czy żył jeszcze?
Wydawało się Asi, że ocean olbrzymieje, że rośnie, wzmaga się, że nigdy Janek nie zdoła go przelecieć, nigdy nie dotrze do celu.
— Asiu, Asiu! — usłyszała czyjś zatrwożony głos.
— Co się stało? — zapytała, otwierając oczy. Matka nachylała się nad nią.
— Coś ci się widocznie przyśniło, bo krzyknęłaś.
— Krzyknęłam, to dziwne, nie słyszałam wcale.
— Krzyczałaś przez sen.
— Nie spałam przecież.
— W każdym razie krzyknęłaś.
— Wydawało mi się, że Janek wzywa pomocy.
Nikt nie powiedział teraz ani słowa. Wszyscy myśleli o tem samem, że może tam, w nieznanej dali, Janek rzeczywiście napróżno wzywa pomocy, a oni
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.