— Jak Janek jest w Warszawie to co tydzień chodzimy z nim razem gdzieindziej.
— To was jest troje? — powtórzył Tomek.
— Tak, troje; Zygmuś, Janek i ja.
— A ja jestem sam jeden — stwierdził z żałosną miną Tomek.
— Nie masz rodzeństwa?
— Nie, jestem sam jeden. Jestem jedynakiem. I dlatego muszę wciąż dokazywać, bo bym inaczej zanudził się na śmierć.
Asia uśmiechnęła się.
— Tak, nie śmiej się. Dlatego także tyle mówię, bo przecież nikt nie mówi ze mną razem, w domu są sami starsi, to co mam z nimi robić?
— Przecież przyjaźnisz się z Zuzią.
— Tak, przyjaźnię się z rozmaitymi kolegami i z niektóremi dziewczynkami, ale to nie to samo. Muszę specjalnie wyjść z domu, aby się spotkać, a ty masz wszystko pod ręką. Rozumiesz?
Asia rozumiała i kiwała potwierdzająco głową.
— Obiecałam Zuzi, że do niej przyjdę — przypomniała sobie.
— Dobrze, pójdę z tobą, ale będziemy tam krótko, to jeszcze zdążymy iść za miasteczko na spacer.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.