i koleżankach i, gdy wreszcie pożegnali się z Zuzią, było już zbyt późno.
— Trzeba iść do domu, — zdecydowała Asia — wuj prosił, abym w pierwszych dniach nie wychodziła na tak długo z domu.
— A ty zawsze słuchasz tego, co ci mówią? — zdziwił się niewinnie Tomek.
— Nie zawsze — przyznała Asia.
— Więc dobrze, pójdziesz zaraz do domu, tylko ci jeszcze pokażę aptekę.
Asia zdziwiła się.
— Dlaczego pokażesz mi aptekę? Czy się źle czujesz i chcesz kupić lekarstwa?
— Zobaczysz — mówił tajemniczo Tomek.
Apteka znajdowała się na rogu głównej ulicy. Szyld składał się ze złotych liter i błyszczał w świetle zachodzącego słońca. Do apteki prowadziły trzy schodki, na których wylegiwał się duży, czarny kot.
— O, jaki śliczny kotek! — zawołała Asia.
— Jeżeli zechcesz, to ci go podaruję — zapewnił Tomek, biorąc kota na rękę. Kot niezadowolony, że mu przerwano drzemkę, mruczał niechętnie, potem wyrwał się z rąk Tomka i uciekł.
— Nic nie szkodzi. Nie zawsze jest w takim złym humorze.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.