— Czy to twój kot, Tomku?
— Miałaś mówić do mnie „Tomaszu“ — zauważył z wyrzutem Tomek.
— Tak, to prawda. Więc to twój kot, Tomaszu?
— Naturalnie, że mój.
Tomek otworzył drzwi apteki. Aptekarz nosił biały kitel i przyrządzał lekarstwo dla jakiejś wiejskiej baby, która przez cały czas przyrządzania opowiadała mu historję swojej choroby.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniał wesoło aptekarz, a Asia, usłyszawszy dźwięk jego głosu, spojrzała na niego uważnie. Głos bowiem aptekarza podobny był bardzo do głosu Tomka. Zresztą aptekarz cały był tak bardzo podobny do Tomka, że Asi wydało się, że to właśnie Tomek, tylko większy i tęższy stoi w aptece i przyrządza lekarstwo.
— Kto to jest, Tomaszu? — zapytała.
— Jakto, nie wiesz? To przecież mój ojciec, a to nasza apteka — wyjaśniał Tomek.
— Tak, nasza apteka, nie wiedziałaś, że mój ojciec jest aptekarzem, a ja jestem synem aptekarza?
— Nie wiedziałam.
— Wydawało mi się, że ci to już powiedziałem oddawna. Więc widzisz, to jest apteka, zaczynamy
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.