ją zwiedzać. Tu na półkach stoją słoiki z aspiryną. Rozumiesz Asiu?
— Tak.
— Widzisz, tu jest nawet napisane asphiryna. Są to proszki, które lekarz przepisuje chorym, gdy się zaziębiają.
— Rozumiem — stwierdziła z powagą Asia.
— Tu, w tych wielkich paczkach, znajduje się wata. Tu jodyna, a tu najrozmaitsze inne leki, których znaczenia nie będę ci objaśniał, bo przeznaczone są dla ludzi fachowych. Przedstawię cię tylko memu ojcu.
Wiejska kobieta opuściła właśnie aptekę i aptekarz zwrócił się w stronę syna.
— Hallo, Tomek.
— Tomasz — poprawił chłopiec.
— Jak się masz? Czy to jest ta nowa dziewczynka?
Asia ukłoniła się. Aptekarz ujął ją za rękę i przyglądał się długą chwilę.
— I posadzili cię na jednej ławce z moim chłopcem? To dopiero napatrzysz się figli.
Widać jednak było, że nie przejmuje się zbytnio psotami Tomka.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.