które czyhało ze wszystkich stron. Bez trwogi, bez wahania, tworzył dla ludzkości powietrzną drogę, wynajdywał nowe szlaki. Asia wiedziała już teraz, dokąd Janek leci, lecz nie wiedziała nigdy, czy stamtąd powróci? Nikt tego nie wiedział. A Janek uśmiechał się beztrosko, jakgdyby myśl o niebezpieczeństwie była dla niego czemś zupełnie niezrozumiałem.
— Zobaczysz, Asiu — powiedział kiedyś — muszę dokonać czegoś niezwykłego — jakgdyby to wszystko, czego już dokonał, nie wystarczało mu jeszcze.
— A co ty zrobisz? — zapytała Asia nieśmiało.
— Muszę przefrunąć ocean.
Asia uśmiechnęła się w pierwszej chwili. Rzeczywiście, jakby to było pięknie, gdyby Janek przefrunął ocean.
Lecz jednocześnie ogarnął ją lęk.
Przefrunąć ocean, zdradliwy, niezwyciężony ocean? Znaczyło to przecież narazić się na niemal pewną śmierć. Ileż to już razy czytała Asia w „Locie Polskim“ żałobne wzmianki, kończące się słowami:
— Zginął śmiercią lotnika.
Tak samo pisanoby wtedy o Janku.
I Asia przerażona zawołała.
— Ach, nie, Janku, nie rób tego.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.