— Tak chodź tutaj.
Po chwili zjawił się Tomek.
— Chcesz gruszkę? — zapytała Asia.
— Chcę, — przyjął chętnie poczęstunek Tomek.
Przez chwilę jedli w milczeniu. Potem Tomek odezwał się uroczystym głosem:
— Więc słuchaj Asiu.
— Słucham cię Tomaszu — odpowiedziała również uroczyście Asia, tak uroczyście nawet, że Tomek spojrzał na nią nieco podejrzliwie.
Lecz Asia nie śmiała się wcale. Patrzyła poważnie i z zaciekawieniem.
— Opowiadałaś wczoraj tyle o swoim bracie lotniku, że na nowo zaczęłem marzyć o lotnictwie.
— Jakto na nowo? — nie zrozumiała Asia.
— No tak, marzę o tem, ale przecież nie zawsze, niekiedy jestem tak zajęty rozmaitemi bieżącemi sprawami, że nie mam czasu na myśli o przyszłości
— westchnął Tomek, tak poważnie, jakby na jego barkach spoczywały losy świata.
— Acha.
— Tak, ale od wczoraj znowu nie myślę o niczem innem.
— Dlatego nie nauczyłeś się przyrody?
— O Asiu, mówisz teraz tak jak moja ciotka.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.