wystruganej lasce i połączony z tą laską również wieloma drutami i sznurkami.
Tomek przeszedł się z tryumfującą miną po dachu, na dole zaś klaskano i śmiano się jednocześnie. Asia miała wielką ochotę aby zawołać:
— Tomku nie błaznuj,
Wstrzymała się jednak przypomniawszy sobie, że ona również brała czynny udział w tych przygotowaniach i że to jej sukienka właśnie zamieniła się na tę parę niezmiernie czerwonych wielkich skrzydeł.
— Czy będziesz skakał z tego dachu? — zawołał jeden z kolegów Tomka.
— Mogę z dachu — odpowiedział ochoczo Tomek.
— Z dachu to nie sztuka — zaoponowano.
— Za nisko!
— Dajcie spokój, za wysoko właśnie!
— Jeszcze chłopak się zabije.
— Przecież on nie będzie skakał tylko właśnie wniesie się w górę.
— A jak mu się nie uda?
— Próbował chyba.
— Głupi, wierzysz w to?
— Pewnie tkwi w tem jakaś sztuczka.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.