niczego. A zresztą gdybym się tu zabił, to byłoby ci może przykro tu mieszkać Asiu.
— Co ty wygadujesz?
— Tak, chodźcie trochę dalej, pójdziemy na polankę i tam spróbujemy.
— Dobrze.
Gromada dzieci podążyła naprzód. Z tyłu szła tryumfalnie Zuzia, trąbiąc od czasu do czasu i Tomek, któremu chłopcy wstępnej klasy pomagali z szacunkiem dźwigać skrzydła.
— Tu.
Stanęli wszyscy na polance i Tomek wskazał wysokie drzewo.
— Dobre to drzewo?
Po chwili Tomek, który był mistrzem w chodzeniu na drzewach, rozpoczął wspinanie się do góry wspomagany dobremi radami kolegów.
— Uważaj.
— Ostrożnie.
— Rozerwiesz te djabelskie skrzydła!.
— Widzisz Asiu, powiedział „djabelskie“, zupełnie jak w średniowieczu.
— Uważaj bo cię jeszcze spalimy na stosie.
— Jeżeli nie my, to rada pedagogiczna.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.