— O co to, to nie, przeciwnie zaraz oklapły.
— Nie widziałeś.
Tak czy owak, właściciel czerwonych skrzydeł leżał na środku polanki i rozcierał ręką mocno stłuczony bok.
— Zrobiłeś sobie coś złego? — pytała przestraszonym głosem Asia.
— Nie chyba nie, — wymamrotał Tomek niechętnie.
— Widzisz, należało odbyć próbę — twierdził Wacek uczeń klasy czwartej.
— To właśnie była próba. Jeżeli chcecie mogę zaraz spróbować po raz drugi.
— Ani się waż.
— Zaraz się odważę. Już wiem o co chodzi. Szarpnąłem za silnie i właściwie skrzydła wcale nie działały, tylko spadochron. Rozumiesz?
— Rozumiem, że wystarcza raz popełnić głupstwo.
— Och, Asiu, jak jak nie lubię, gdy ty jesteś taka dorosła. Mówiłem ci, że przypominasz mi wtedy moją ciotkę.
— To skacz sobie.
— Zaraz.
Tomek zamierzał się podnieść. Okazało się je-
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.