Gdy wreszcie przyjechał, Asi nie zastał w domu. Znajdowała się jeszcze w szkole. Przebrawszy się przeto, Jan udał się na spotkanie.
— A to się mała ucieszy — myślał wchodząc na dziedziniec szkolny.
Asia rzeczywiście ucieszyła się niezmiernie. Już z oddali spostrzegła wysoką sylwetkę brata.
— Janek, Janek — zawołała, jakby w obawie, że może jej nie zauważyć.
Potem, bez namysłu, opuściła trzymaną w ręku, teczkę na ziemię i pobiegła ku niemu, zostawiając za sobą zdumionego wielce jej zachowaniem się Tomka.
— Asiu, oszalałaś, — powiedział z wyrzutem, zbierając książki, które wysypały się podczas tego gwałtownego ruchu. Asia jednak nie słyszała, znajdowała się już w objęciach Janka, który nie zwracając uwagi na jej licznych kolegów i koleżanki podniósł ją w górę, jak małą dziewczynkę.
Asia też nie zwracała uwagi na zdziwione spojrzenia.
— Ach jak to dobrze, że przyjechałeś, — mówiła.
— Przyjechałem przed chwilą.
— A gdzie ulokowałeś samolot?
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.