— Proszę poczekać! Dam znać matce przełożonej.
Po długiem oczekiwaniu przed furtą przemoknięta do nitki podróżna ujrzała wreszcie ciężkie drzwi klasztorne otwierające się przed nią. Poprowadzono ją do przełożonej.
Rozmowy z matką przełożoną nikt nie był świadkiem. Nazajutrz dowiedziały się siostry, że wczorajsza podróżna od dnia dzisiejszego rozpocznie nowicyat. Nieznajoma stała przed siostrami z twarzą, która tu, wśród pokoju i szczęśliwości pobożnego życia, była jakby fałszywą a niepokojącą struną. Była to cudnie piękna twarz, ale z wyrazem tak wielkiego bólu, ze śladami tak ciężkich przejść, że siostry mimowoli ją otoczyły, jak gdyby swoimi długimi habitami i welonami chciały ją osłonić od czegoś, co do jej myśli nadlatywało ze świata.
Siostra Felicya, która miała gorące serce, wzięła ją za rękę:
— Jesteś jak gołębica, która uciekła ze szponów jastrzębia. Tutaj będziesz bezpieczna...
Nowoprzybyła załkała nagle. Strumienie łez zalały jej twarz.
Te łzy otworzyły jej drogę do serca sióstr. Nie znały ich przyczyny, ale poczuły, że miały przed sobą istotę głęboko nieszczęśliwą, i pokochały ją przez litość. Czyste panny miały serce macierzyńskie.
Rozpoczął się nowicyat. Zofia Zbrożkowa spełniała obowiązki swe cicho, pokornie, z wyrazem oczu, który świadczył, że się ciągle modliła w duszy. Modlitwa była jej pociechą, ratunkiem... na jej skrzydłach myśl jej uciekała do Boga, by się po brudnych zaułkach nie błąkać. Z wieczora siostra nowicyuszka
Strona:Zofia Kowerska - Pani Anielska.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.