Bez wyraźnego rozkazu matki przełożonej nie miała prawa przestąpić progów klasztoru, nie posiadała nic na własność, miała tylko jeden cel i jedno marzenie — śmierć bogobojną.
Ale bała się, że śmierci takiej nie stanie się godną, bo w sercu jej nie było zupełnego ukojenia. Jej dawna a gorąca miłość dla męża podszeptywała jej przypuszczenie, że biedak działał w przystępie chorobliwego szału, gdy jej młodego, niewinnego brata...
To szatan opętał go zapewne, bo szatanowi szczęście ludzkie solą w oku... Tak, tak, to sprawa szatana!.. Za tę duszę zgubioną, skazaną na męki piekielne, trzeba Panu Bogu dać okup... trzeba Mu dać duszę czystą, bez jednej skazy, jak dusza dziecka... Ona jedna mogła dać zawstydzonym tą straszną hańbą jej męża aniołom swoją własną duszę, oczyszczoną z wszelkich zmaz ziemskich. Tymczasem jeszcze w tej duszy pokutowały myśli świeckie, jeszcze w niej tlały wspomnienia ziemskiego szczęścia i ziemskiej miłości...
Siostra Felicya, przechodząc raz korytarzem obok celi siostry Rozalii, posłyszała dobrze znany sobie odgłos: świst dyscypliny, smagającej ludzkie ciało.
Wieść rozeszła się po klasztorze. Siostra Rozalia biczowała się! Gdy wkrótce potem zachorowała i leżała bezprzytomna w gorączce, siostra Teodozya, lekarka, stwierdziła, że miała całe plecy w ranach.
Powoli wśród zgromadzenia ustaliła się nadzieja, że siostra Rozalia w poczet świętych zaliczoną zostanie. Taka pokorna, taka cicha, taka pracowita, taka pobożna i osobliwszej czci dla Matki Boskiej oddana, smagała jeszcze swoje wynędzniałe ciało, by duch tem łacniej nad niem zapanował.
Matka przełożona wiedziała, że siostra Rozalia
Strona:Zofia Kowerska - Pani Anielska.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.