ła, więc nie wiedziano, iż nie mogła patrzeć na rany.
Przy jakimś żebraku, odkrywającym nogę spuchniętą, strasznie siną, z napełnionemi materyą i krwią ranami, siostrze Stefanii zrobiło się nagle ciemno przed oczami. Zemdloną odwieziono do klasztoru. Matka przełożona na jej miejsce posłała siostrę Rozalię, która jej się właśnie nawinęła. Przy dzieciach miała zostać odbywająca nowicyat panienka.
Siostra Rozalia stworzona była do rozdawnictwa. Jej ręce ku nieszczęśliwym wyciągały się łaskawie, a oczy patrzały błagalnie, jakby żebrały przebaczenia za to, że ona była młoda i bez kalectwa żadnego, a tych darów nie mogła udzielić kalekom i upośledzonym.
Stanęła z kolei przed pielgrzymem zgarbionym i wspartym na grubym kosturze. Czoło jego zasłaniał spuszczony kaptur, usta chowały się w gęstej brodzie. Podawała mu właśnie chleb, który za nią w koszu niesiono, gdy nagle podniósł schyloną głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
Siostra Rozalia zadrżała od stóp do głów. Ona znała te oczy, ona je niegdyś miłowała! Krzyk uwiązł w jej ściśniętem gardle, zachwiała się, szepcząc z przerażeniem: „Matko Boska“!
I przyszła Pani Niebieska na jej ratunek, podtrzymała słaniającą się niebogę. Siostra Rozalia czuła wyraźnie to wsparcie w chwili, w której sądziła, że skona. Poszła dalej, rozdając chleb, ze słowami pociechy dla nieszczęśliwych. Ale choć już nie patrzała w te chmurne, a głębokie oczy, tak dobrze sobie znane, to jednak czuła na sobie ich spojrzenie. Wiedziała, że się z niej nie spuszczają, że się w nią wpijają
Strona:Zofia Kowerska - Pani Anielska.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.