Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/123

Ta strona została przepisana.

Wszyscy wytężyli wzrok w stronę, zkąd śpiew pochodził. Z góry, skalistą granią zstępowała jakaś postać, a cień jej, rysujący się na skale, nadawał jej kształty olbrzymie. Był wielki niemal jak wieża i opuszczał się powoli coraz niżej. Można było rozróżnić góralski kapelusz wielkoluda, z piórem, cuchę, siekierkę i jakiś przedmiot, z którego dobywały się tony. Górale patrzący z pootwieranemi szeroko oczyma, zawołali jednogłośnie:
— Sabała!