Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/125

Ta strona została przepisana.

W czerwonem świetle ogniska ujrzano przygarbionego starca, zdającego się sto lat dźwigać na sobie. Długie siwe włosy, wydobywające się z pod kapelusza, ostre rysy, rysy „orła z sennemi oczyma“, jak o nim mówi Witkiewicz, były tak wyraziste, że wrażały się na zawsze w pamięć; zapadłe policzki, wązka linia ust, na których spoczywał w tej chwili wyraz niewysłowionego smutku, będący w sprzeczności z tem, co mówiono o jego filozofii — wszystko to razem składało się na całość typową, niezwykłą, rzecby można, legendową. Gdy zdjął kapelusz; mówiąc: „Pokwalony“[1] — odsłonił czoło wysokie, zadumane, poorane szerokiemi bruzdami. Cała ta postać, którą Sienkiewicz porównał do postaci starego sępa, wyglądała jak zabytek dawno minionych czasów.
Anglicy przypatrywali się przybyłemu z angielską flegmą; górale obstąpili go, zarzucając pytaniami, a doktór i malarz, powitawszy uściskiem dłoni, przywiedli przed baroneta. Powiedziano starcowi, co to za gość i z jak daleka przybywa, dodając, że słyszał o Sabale, że chce go poznać i usłyszeć bajkę „Śpiących rycerzach“. Sabała uśmiechnął się łagodnie i pozwalał z sobą robić co chciano, ale od opowiadania bardzo się wypraszał. Malarz więc szepnął mu, że gość zamorski ma smutek na duszy, który nosi z sobą po świecie i którego pozbyć się chce a nie może; że przyjechał z nim w Tatry, w nadziei że go tu może zatraci. Skoro pragnie tej bajki, Sabała zrobi dobry uczynek, gdy mu ją opowie, bo to gościa rozerwie.
Stary pokiwał głową i popatrzył na cudzoziemca, mówiąc:
— Hm, hm, wyjechali do świata, coby telo kielo smutek potracić. Zgryzota i smutek, to zła chorość: pilno człeka złupi. Człekowi ze smutke wnuku[2] to tak żyć, jak niedźwiedziowi z kulkom w brzuku. Ale bajka o zaśpianem wojsku, to wicie... nie dla zamorskich panów.
Baronet przygryzł wargi i zapytał:
— Co on mówi?
Powtórzono mu słowa Sabały, a sir Edward powiedział:

  1. Niech będzie pochwalony.
  2. Wewnątrz.