Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/154

Ta strona została przepisana.

ścią. Gdy doszli do miejsca, gdzie korytarz załamuje się pod kątem prostym, Sabała nachylił się i pilnie czegoś upatrywał na ziemi, a dostrzegłszy ślady nakapanego wosku, oświadczył, że profesor szedł koryțarzem na prawo. Udano się więc we wskazanym kierunku, przebywając tę samą utrudzającą i mozolną drogę, którą przebył profesor i czołgając się często na czworakach.
Jakób przy tej mozolnej wędrówce, kilkakrotnie zwracał uwagę towarzyszy na kształt nacieków, wreszcie rzekł:
— Tatry posiadają obfitość pieczar, ale najwspanialsze są pieczary Bialskie po węgierskiej stronie, w Kobylim wirchu, który teraz Górą Koboldów przezwano. Krople wody spadające tam ze stropu, potworzyły kolumny, wieże gotyckie, drzewa, krzewy, draperye, koronki, postacie ludzi i zwierząt, zastygłe wodospady i obłoki, słowem cuda prawdziwe!
— Jeżeli tu dłużej pozostanę, to gotów jestem tam pojechać — odparł Warburton.
— Poznawanie Tatr jest dopiero w zaczątku: wiele jeszcze niespodzianek nas czeka — dodał Jakób.
Najraźniej i najzręczniej ruszał się Sabała, pomimo swoich ośmiu krzyżyków; prześlizgiwał się on w najwęższych miejscach z chyżością kota, a gdy teren zmieniał się niespodzianie, wyprostowywał się nagle z młodzieńczą żywością. Chwilami zatrzymywano się, wołano profesora po imieniu i chwilę zachowywano najgłębsze milczenie, nasłuchując odpowiedzi — ale odpowiedzi nie było. W niektórych miejscach Sabała uderzał ciupagą w ścianę, i z odgłosu uderzeń poznawano, że za ścianą jest próżnia, ale echo tylko odpowiadało na te uderzenia. W dużej komnacie, którą Strand uznał za przydatną na salę balową, Sabała pilnie szukał śladów stoczka koło otworów wyjściowych, ale ich nie znalazł, baronet za to dostrzegł przedmiot błyszczący: były to okulary profesora, leżały jednak w takiem miejscu, że nic nie mówiły o kierunku, w jakim dalej się udał. Juhas odezwał się, że to jest miejsce z którego najtrudniej się wydostać, bo jeden z korytarzy po długiem kołowaniu wiedzie tutaj napowrót, a w drugim też są odnogi mające z nim komunikacyę. A ponieważ znał te pieczary, więc chciał wziąć świecę z rąk Sabały i wieść dalej pochód — ale stary nie ustąpił, szli więc korytarzem, przecinającym inne drogi i coraz przystawali nasłuchując. Gdy doszli do pieczary podobnej do tej, jaka służyła turystom za sypialnię, Sabała upatrujący ciągle na ziemi śladów wosku, znalazł je dość wyraźne i oświadczył, że tutaj profesorowi stoczek wypadł z ręki, i prawdopodobnie zgasł.