Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/160

Ta strona została przepisana.

Wskutek tego nawet moje stanowisko w domu waszej Miłości jest cokolwiek drażliwe i wolałbym...
— Nie kończ, proszę cię, Walterze: wiesz jak cię cenię i jak pragnę żebyś pozostał. Czy nie sądzisz, że dobre towarzystwo mogłoby wpłynąć na niego dodatnio?
— Mówisz sir o tym młodym Polaku?
— Tak. Dzielny chłopiec! prawy, szlachetny charakter. Jeszcze dziecko, a już mężczyzna. Szczęśliwi rodzice!
— On nie ma rodziców — rzekł Walter.
— Zkąd to wiesz?
— Mówił mi dokóor, bo on zna tę rodzinę. Jest tam stary dziadek i babka, stara panna, która tu z dziećmi przyjechała. Ludzie bardzo niezamożni, prawie ubodzy i czynią nadludzkie wysilenia, by się utrzymać przy lichej, obciążonej długami wioszczynie, a procenta pochłaniają większą część ich dochodów.
— Czemuż jej nie sprzedadzą?
— Zrobiłem tę samą uwagę, ale doktór objaśnił mię, że tam każdy dobrze myślący człowiek woli żyć o chlebie i wodzie, niż do sprzedaży dopuścić.
Baronet zadumał się.
— Więc to drugie dziecko chyba jest chore, skoro w tak ciężkich warunkach zdobyli się na podróż w Tatry?
— Bardzo wątła ośmioletnia dziewczynka, z usposobieniem do płucnej choroby.
Stół już był nakryty i herbata gotowa. Wszyscy chętnie się do niej zabrali. Górale rozsiedli się na trawie, jedząc chleb z bryndzą i czekając na opróżnienie szklanek; tylko profesora nie było — gdzieś zniknął. Warburton próżno się za nim oglądał. Rozmawiano ciagle o niedźwiedziu; górale chcieli zaraz ściągnąć skórę, a mięso piec — i pytali się młodego pogromcy, do którego ubita sztuka prawnie należała, czy nie ma nic przeciwko temu — na co łatwo otrzymali zezwolenie. Warburton zaś odezwał się:
— Ponieważ nasze zapasy żywności są już prawie wyczerpane, przeto zamawiam sobie udziec. Spodziewam się, że mój Jerry potrafi z niego zrobić pieczeń, chociaż nie widział nigdy niedźwiedzia. Jack musi zaraz wracać do Zakopanego.
Sabała odezwał się, że to „godnie smakuje“. Raz gdy zabił niedźwiedzia, urznął jedną szynkę, upiekł przy ogniu, a z sadła zrobił skwarki — ale zachciało mu się do tego kluski. Rozpalił więc kamień w ogniu do czerwoności i włożył do dołka na skale, gdzie wprzód nalał wody. Nasuł tam mąki, omaścił skwarkami i była kluska. A raz znów wziął sadła na patyk i piekł na ogniu — i wnet naciurało mu w kapelusz.