Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/161

Ta strona została przepisana.

Ale potem nie miał go gdzie podziać, a kapelusza mu było na głowę trza i sadła było żal, więc je wypił. To go tak wymaściło w płucach, że pięć roków nijakiej krzepoty[1] nie miał.
Słuchacze tylko spoglądali po sobie, a Warburton, któremu to przetłomaczono, uśmiechał się. Prosił aby spytano starego myśliwca, ile też sztuk niedźwiedzi ubił w życiu. Odpowiedział że trzynaście, a drugie tyle postrzelił.
— Coby te niebościki stanyny cok ich wybił, toby hetki w Zakopanem i Kościelisku sicko pojadły i ludziby się pote chyciły.
Wpadłszy na ulubiony temat, Sabała opowiadał dalej, że raz cały tydzień szukał niedźwiedzia, którego postrzelił; śladów jego upatrywał na mule wodnym, na mchu, a on tymczasem „na wirchy wszedł i tam zdek. Pote owcarze naleźli go potarganego, a kuny i liski rozniosły jego kości.“
Na łące nieopodal schroniska, gdzie widne były szałasy pasterzy, rozpalono olbrzymie ognisko. Obciągniętego ze skóry i poćwiertowanego niedźwiedzia pieczono na węglach, a woń smereczyny mięszała się z zapachem tłuszczu, milszego dla powonienia górali niż najwonniejsze kwiaty. Widok ten przypominał owe zamierzchle czasy, gdy ludzie żyli w lasach, a potrzeby swoje zaspakajali na sposób pierwotny. Służący baroneta, przyznając wyższość w przyprawianiu tej mianowicie zwierzyny góralom, stał zdaleka w białym fartuchu, z miną obojętną i założonemi w tył rękami, paląc cygaro. Juhasy za to żwawo uwijali się koło ognia, dorzucając gałęzi i rozszerzonemi nozdrzami wciągając woń niedźwiedziny, zwłaszcza sadła, uważanego w Tatrach za przysmak i lekarstwo na wszystkie choroby. Całe lato spędzając z owcami lub krowami na halach, nie widzą chleba ani mięsa, i żyją tylko serem i żętycą; oblizywali się więc zawczasu na smaczny kąsek, należący im się po kilkomiesięcznym przymusowym poście. Czarni, zasmoleni, obdarci, z dzikiemi twarzami i błyszczącemi uciechą oczyma, wyglądali jak szatany. Jeden z nich ujął się pod boki, i puścił „drobnego“ śpiewając, a Sabała na gęślikach jął przygrywać:

„Owieczki beczały, kiej się redykały,[2]
Juhasiczek płakał, nóżki go bolały.
Bolom nóżki, bolom, bolom i podeszwy,
Bo one niejeden wierszyczek obeszły.“

  1. Kaszlu.
  2. Szły do hal.