Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/204

Ta strona została przepisana.

— Ależ tutaj niema żadnych potoków!
— Widocznych niema, ale są ukryte. Górale przyłożywszy ucho do ziemi, słyszą łoskot podziemnych wód.
— A gdzież jest źródło Białego Dunajca? Słyszałem że ono właśnie jest na Kalatówkach.
— Nazywano tak rzeczywiście ów wodospad, ale nazwa była błędna. Dunajec, tak Biały jak Czarny, rosną z różnych drobnych strumyków rozmaicie się nazywających, i dopiero w większy strumień poniżej złączone, przybierają właściwą nazwę. Biały Dunajec powstaje dalej z połączenia tejże Bystrzycy z innemi potokami. Z Czarnym Dunajcem łączy się pod Nowym Targiem i ubiegłszy mil 34, pod miastem Opatowem wpada do Wisły, która go z sobą do morza zabiera.
— Piękną i malowniczą jest gwara podhalska — odezwał się Witold. — Wyrażenia takie naprzykład jak „Wywierzyska“, „Siklawa“, „Wodogrzmoty“, są tak charakterystyczne, tak wybornie malują rzecz, że niczem innem nie dadzą się zastąpić! W tych dniach zebrałem wiązkę bardzo trafnych wyrażeń: nieużytki rolne, to „pustacie“; konfesyał to „słuchanica“; skrzynia gospodarska z przegrodami, to „safarnia“; drzewo zbutwiałe, to „tlarka“ i słusznie, bo się zetliło. Wszystko, wyrazy piękne i czysto polskie.
— A co! Zaczynasz się pan przekonywać do góralskiej mowy, a niedawno jeszcze na Starej Polanie, śmiałeś się z mego zapału, gdym mówił, że naszemu językowi literackiemu wyszłoby na lepsze, gdyby czerpać zaczął ze źródeł górskich, a otrząsnął się z obcych naleciałości, psujących jego właściwy charakter. Doktór Matlakowski idzie dalej odemnie: mówi że „góral jest taki stylista, iż nie można go słuchać spokojnie, tyle uczucia, wyrazu lub grozy prostej kładzie w opowiadanie.“ Sabała z Chałubińskim do dnia raz na Koperszadach szlakowali niedźwiedzia: „Poźrem — mówił Sabała — coś się na piargu jarzębaci. Mój dziadek, jak nas uźrał, dalej uciekać. Wpadł w kosówkę która mu się z pół godziny kłaniała, tak ją rozruszał“. Czy to nie jest obrazowe?
— Prawda: widzi się tego niedźwiedzia! Kozice, choć góral widuje nieraz, nigdy tego wdzięcznego stworzenia napatrzeć się dość nie może: ćWyszła — mówi — stara i dwie młode cisawiutkie, takie pikne, co cud! A stajają, a nóżkami wyży oprą się na skole, a spozierają, a pasą się, zaś hukają, bodą się, młode kozicki!“ Czy to także nie obrazowe? Jaka plastyka, a jak prostemi osięgnięta środkami!
— O, bo też pan ze szczególną wpatrujesz się w to miłością — rzekł Witold, a Henryk odezwał się.
— Gdy byliśmy z panem Jakóbem na Gewoncie, przewodnik nasz powiedział: — „Gdy tak stoję na wirchu, a słońce świeci, to mi świat kwitnie!“