Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/205

Ta strona została przepisana.

Na polanę zwaną Kalatówkami, szli przez las i bujne, barwnem kwieciem błyszczące trawy. Tu posłyszeli nadzwyczajny szum i łoskot, i szli w kierunku tego szumu, drożyną wiodącą nad przepaścią; wkrótce ujrzeli z góry olbrzymi strumień wody wybuchający z pomiędzy kamieni porosłych bujną zielonością, który rozbijając się o zawadzające mu głazy, szumi, huczy, wre i pieni się, zanim spłynie w potok i popędzi doliną. Aby się lepiej przypatrzeć temu ciekawemu zjawisku, zeszli na dół, zkąd Wywierzyska przedstawiały im się w całej okazałości. Wspaniale wyglądała ta biała jak śnieg piana, przy ciemnej zieloności świerków, zwieszających się z wysokości skał okolicznych. Szum był taki, że stojący u stóp wodospadu, nie slyszeli własnego głosu, a na twarzach czuli chłodny powiew od silnego prądu wody.
Malarz patrzył na wspaniale widowisko okiem artysty, profesor okiem geologa i uczonego; interesowała go zwłaszcza massa wielkich głazów, które zawalały znaczną przestrzeń, jakby olbrzymie rumowisko. Henryk był zachwycony, bo jeszcze nigdy w życiu nie widział wodospadu, a sir Warburton, który już wiele widział, podziwiał bogactwo wytryskującej wody. Na to odezwał się profesor, odprowadziwszy go trochę na bok, gdzie huk był mniejszy, że Tatry właściwe odznaczają się nadzwyczajnem bogactwem wód i że niema z pewnością nietylko w całym systemie Karpat, ale w ogóle między górami środkowej Europy drugiego pasma, któreby im pod tym względem dorównywało. Oprócz wartkich potoków, wijących się pośród zielonych łąk środkiem dolin, wydobywają się tu ze skalistych szczelin, lub z wałów kamiennych olbrzymie zasoby wody, tworząc źródła tak potężne, że każde z nich mogłoby dać początek wielkiej rzece.
Baronet usiadł na jednym z blizkich głazów i wyjąwszy z kieszeni składaną srebrną szklaneczkę, zaczerpnął wody, ale nie mógł jej pić samej: była zbyt zimna. Miała tylko trzy stopnie ciepłoty. Zawołał więc na Jerrego o wino, i dolał go do wody.