Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/21

Ta strona została przepisana.

w mroźne pogodne noce, to „sadzelina“. Śnieg zwisający z gałęzi drzew iglastych, to „okiść“; a gdy poobmarzane lodem brzegi potoków tamują bieg wody, górale malowniczo zowią je „splątami“. W reszcie wszystko co żyje w lesie i na polu, to „żywina“.
Brunet słuchał nie przerywając, tylko się uśmiechał, wreszcie rzeki:
— Pierwszy raz pan tu jesteś i tyle nazbierałeś!
— Pierwszy raz, ale zdążyłem się poznać z Matlakowskim!
I wyjąwszy świeże cygaro, mówił dalej, spoglądając na tajemniczego gościa.
— Chociaż mówiliśmy przed chwilą, że na kształt ust wpływa wymowa, jednakże ja w tym dostojnym Angliku nie widzę typu wybitnie anglo-saskiego. Powiedziałbym nawet, że jest w nim coś, coś...
— Coś południowego — przerwał tamten.
— Widziałem głowę podobną w galeryi pałacu Pitti we Florencyi. Przypomina mi ona któregoś z Borgiów, z tą brodą śpiczastą, na pół rozdzieloną... Jest to charakterystyczna głowa, ale nie piękna.
— Owszem — powiedział blondyn — jest piękna, ale brak jej jakiegoś łagodniejszego rysu: same ostre linie! Widzę tu rozum, siłę woli, żelazną energię, ale nie widzę dobroci: typ despoty z wieków średnich.
— A ja widzę w tej twarzy jeszcze coś, czego nie umiem nazwać, ale na co zdaje mi się, jeżeli nie dziś, to później znajdę odpowiedni wyraz. Jeżeli szukać porównań, powiem że czyni na mnie wrażenie wygasłego wulkanu, który...
— Może jeszcze kiedy wybuchnąć. Czy tak?
— Właśnie. A gdyby mi chciał pozować do obrazu, zrobiłbym z niego dożę weneckiego w chwili, gdy stoi na okręcie i zaślubia morze.
Trzeci turysta siedzący na łóżku, nie mięszał się do rozmowy. W złotych okularach, o rysach wybitnie germańskiego typu, wyglądał na bardzo uczonego człowieka. Czoło jego było tak wysokie, że sięgało przez całą głowę aż do szyi — tylko po bokach miał gęste kępy włosów, zawsze znajdujące się w nieładzie. Twarz szczupła, przedwcześnie zwiędła, miała roztargniony wyraz; surdut wisiał na nim jak worek. Popijał w milczeniu herbatę, i obserwował z wielką uwagą cudzoziemskiego przybysza. Pocierał chwilami palcem czoło, jakby sobie chciał coś przypomnieć, przymykał oczy, poruszał głową, słowem, zachowywał się jak człowiek niepokojony myślą uporczywą.
Blondyn odezwał się znowu:
— Mówiłeś pan o przejściu tędy nawały ludów... historya niewiele o tem mówi: Główni zdobywcy, nachodzący te piękne, sąsiadujące z sobą kraje, przedzierali się przez niziny Karpackie. Niemi to wtargnęli niegdyś Węgrzy do Pannonii, niemi wdzierały się hordy Tatarskie. Przez niziny Karpackie szli do Węgier Rosyanie.