Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/211

Ta strona została przepisana.

To odkrycie poprawiło bardzo humor wielkiej pani; przyznała, że warto było tu przyjechać i kupiła koronek za pięćdziesiąt funtów szterlingów. Przytem wynalazła sobie zajęcie. Przypatrując się w szkole robocie dziewcząt góralskich, powiedziała sobie, że to będzie wyborny sposób zabijania czasu i zażądała lekcyi od pani Neuzilowej, dyrektorki zakładu. Arystokratyczna uczennica okazała się nad wszelkie spodziewanie pojętną — i po kilku lekcyach zrozumiała główne zasady tej roboty. Z zadowoleniem wkładała szpilki w poduszkę i przekładała na krzyż kołeczki z ponawijanemi na nich nićmi.
Było już koło godziny dziesiątej zrana: zapowiadał się dzień pogodny, a po czystym błękicie, lekkie obłoczki przesuwały się zwolna i poważnie. Z ganku, na którym siedziała lady Chester, piękny odsłaniał się widok na Zakopane, na kamieniste brzegi strumienia i gromady świerków, z pomiędzy których wyglądały dachy domków, licznie tam osiadłych gości. Nad tem wszystkiem górowały wzgórza Antałówki i szczyty dalekie Murania i Hawrania, świecące białemi płatami śniegu.
Lady na krajobraz najmniejszej nie zwracała uwagi, ani na kwiaty stojące w wazonie na stole, choć między niemi były Storczyki bladoniebieskawe prześlicznie pachnące, były Szarotki, delikatne złociste Balsaminy i jedwabiste Sitniki na moczarach zrywane — a wszystko na podkładzie z najdelikatniejszych Paproci, zwanych włosami Wenery Adiantum capillus Veneris. Lud góralski zowie je: „Matki Boskiej włoski“. Całą jej uwagę zdawała się pochłaniać leżąca przed nią podłużna walcowata poduszka, gdzie setki poutykanych szpilek stały w wojskowym ordynku, przytrzymując nici krzyżujące się na wszystkie strony. Kawałek ćwierćmetrowej koronki zwieszał się z owej poduszki, dzieło rąk własnych milady, a białe pierścionkami ozdobione ręce, były w ustawicznym ruchu, przerzucając kołeczki w różne strony. Ktoby jednak znał bliżej tę panią, ten na nią dziś spojrzawszy, zauważyłby że jest jeszcze coś innego, zajmującego ją więcej niż robota. Zauważyła to już Fanny, siedząca na progu i zajęta garnirowaniem czepeczka dla milady.