Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/212

Ta strona została przepisana.

Ta, lub tamta ręka zatrzymywała się chwilami w powietrzu, wzrok milady spoczywał nieruchomo na jakimś przedmiocie, ale znać było, że nie widzi tego na co patrzy — a na twarzy żywsze niż zwykle miała rumieńce, choć był to może refleks od różowego satynkowego szlafroczka, suto ozdobionego wstążkami i koronkami. Z tych szczegółów ubrania, z tego zamiłowania do falbanek i wstążek, widać było że lady Chester nie jest rodowitą Angielką. Angielki lubią prostotę.
Obok wazonika z kwiatami, leżał „Times“, świeży numer „Graphica“ i złoty malutki zegarek z brylantowym monogramem. Lady spojrzawszy na cyferblat, zadzwoniła, a gdy się zjawił służący, spytała.
— Czy sir Warburton już się przebudził?
— Tak jest milady, w tej chwili podałem Jego Miłości herbatę.
— A pan Walter?
— Pan Walter wstał o siódmej i przekłada bibułą rośliny przyniesione z wycieczki.
— Proś pana Waltera!
Wkrótce na ganku ukazał się znajomy nam młodzieniec i złożył milady ukłon, w którym widać było uprzejmość człowieka dobrze wychowanego i uszanowanie, bez cienia uniżoności. Ukłon jego natomiast skierowany w stronę młodej dziewczyny, miał cechę wyraźnej życzliwości.
— Dzień dobry panie Walterze — rzekła pani z lekkiem skinieniem głowy — siadajże i opowiedz mi o waszej dwudniowej wycieczce. Wczoraj już byłam w łóżku, gdy wróciliście i nic nie wiem jak wam się powiodło, a jestem niesłychanie ciekawa szczegółów. Przedewszystkiem jak zdrowie Sir Edwarda?
— Bardzo dobre.