Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/218

Ta strona została przepisana.

— Słaby rumieniec wybił się na twarz chłopca. Obojętność, z jaką syn słuchał namiętnej mowy matki, zniecierpliwiła ją do najwyższego stopnia.
— Rusz-że się! — zawołała — odezwij się, o ciebie tu idzie. Dziadek ma słuszność, mówiąc że jesteś niedołęgą! Nic cię nie obchodzi: ani los własny, ani łzy matki!
A gdy chłopcu usta zadrgały jak do płaczu, porwała go w objęcia i zaczęła namiętnie ściskać i całować.
— Słuchaj — mówiła, przerywając pieszczoty — zajmij się botaniką, którą dziadek tak lubi. Ty nigdy nie myślisz o tem, żeby mu zrobić przyjemność. Wiesz, że on szuka róży bez kolców! Idźże z nim na tę wycieczkę i postaraj się znaleźć ją koniecznie. Kto wie, może od tej rośliny zależy twoja przyszłość!
Tu obejrzała się trwożliwie, czy jej kto nie słyszy — ale na ganku nie było nikogo. Walter dyskretnie się wysunął, a Fanny będącej częstym świadkiem wybuchów lady, która nie krępowała się przy niej, nie uważano za osobę.
Dawid spojrzawszy na matkę zdziwionym wzrokiem, oddalił się. Ona zaś zabrała się na nowo do roboty i przerzucała gorączkowo kołeczki z nićmi z jednej strony na drugą, ale myliła się ciągle. Do niecierpliwości też doprowadzały ją góralki ze wsi poblizkich, tak zwane „wsiówki“, przychodzące z różnemi garneczkami i koszykami. Zatrzymywały się one co chwila przed gankiem i przemawiały do niej językiem, którego nie rozumiała.
— Koutków nie kupiom?
— Jajów nie kupiom?
— Koziomki pikne, maliny, biercież, biercież, biercież!
Lady odprawiała je gniewnym giestem, ale sprzykrzyło się jej nareszcie: wsiówki ciągnęły sznurem jedna za druga, bo to był jarmark, a że chata Parzonki stała przy drodze, więc jej nie pomijały. Lady Chester wstała zirytowana i opuściła ganek, trzasnąwszy drzwiami.