Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/230

Ta strona została przepisana.

Nieznajomy nie szedł ale biegł ze swoim ciężarem, aż dotarł do chat stojących na poprzek łąki wśród drzew. Drugi podmuch wiatru nadchodził silniejszy od pierwszego.
— Nie boisz się? — zapytał, pochylając twarz ku dziewczynce?
— Nie — odrzekła — ale jeden królik znowu się rusza i chce uciec!
— Bądź spokojna, nie puścimy go.
— I tak mokro na łące...
— Dostałby niezawodnie kataru — dodał rozśmieszony tą troskliwością.
Gdy to mówił, byli już pod ścianą chaty. Nieznajomy stanął pod okapem dachu i rzekł:
— Tu poczekamy trochę aż podmuch przejdzie.
— Czy długo będziemy czekali? — spytała, przypomniawszy sobie, że w domu nic nie wiedzą o jej przygodzie i pewnie jej szukają.
— Niedługo. A czy ci bardzo pilno?
— Tak, bo widzi pan, babunia nie wie że ja wyszłam na podwórze, i pewnie myśli że zginęłam; braciszek także.
— To maleńka ma braciszka?
— A mam; jest duży i bardzo mądry. Wie pan, on się zna na barometrze!
— A to dopiero!
— I bardzo silny: zabił niedawno żywego niedźwiedzia, aż się Anglicy dziwowali, że on to potrafi. Może pan mi nie wierzy? Ale skóra jest, to można panu pokazać!
Marysia poczuła żywe poruszenie nieznajomego, ale dziwiła się bardzo, że tak spokojnie wysłuchał tej wiadomości — bez okrzyku zdziwienia, jakby to była rzecz zwyczajna i uczuła nawet za to do niego urazę.
— Pan się pewnie na tem nie zna! — rzekła z politowaniem.
— Tak jest, maleńka, nie znam się — odrzekł poważnie.
— I nigdy pan nikogo nie zabił?
Nieznajomy milczał. Pierś jego podniosła się ciężkiem westchnieniem.
— Proszę pana, niech pan przytrzyma mego królika bo go upuszczę.
Nieznajomy posłusznie spełnił wolę dziewczynki.
— Powiedz mi maleńka, gdzie są twoi rodzice? — zapytał.
— Tatko i mamusia umarli — rzekła poważnie — ale babunia Kasia i dziadzio bardzo nas kochają.
— A gdzież jest twój dziadunio?
— O, bardzo daleko stąd. Nasza wieś nazywa się Miratycze i leży