Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/239

Ta strona została przepisana.

Co za cudowny kontrast barw szarej turni, wystającej wśród ciemnozielonego lasu, lub dalekich szczytów granatowo modrych, w zmroku chmury, a prześwietlonych, eterycznych, prawie niecielesnych, pod zachód słońca w dni pogodne?
— Pan jesteś poetą!
— Zewsząd, z łąk, pól, od kwiecia, od bojowniczej świerczyny w Reglach, od kosówki wkraczającej na nagie turnie, od Niezapominajek lazurowej barwy, rosnących na brzegu tającego śniegu, bije taka woń przecudna, że ta woń, ta niebieszcz przeczysta dali, ta zieleń łąk, ta para w powietrzu, i ta rzeźwość atmosfery sprawia, iż życie samo, o ile bóle lub widok innych ludzi nie przerywa złudzenia, zdaje się marzeniem, nie rzeczywistością, i wśród ciszy na szczycie przychodzą złudy w kształcie drgających przed oczyma mroków. Słychać najsubtelniejsze szmery, których źródłem tylko krew krążąca w uchu; czuć jakieś mrowienia, których źródło nie z zewnątrz pochodzi. Człowiek mimowoli ogląda się za muchą, spędza ją z brwi, a to elektryczność podnosi włosy na skroni.
— O panie, pan ukochałeś Tatry prawdziwie, bo widzisz i czujesz rzeczy niedostępne dla innych!
— W tej błogości wreszcie zdrowy człowiek po raz pierwszy spostrzega, że on oddycha czemś co w niego wchodzi; poznaje zmysłami powietrze, które tylko albo znał z fizyki, albo zdradzał mu je węch, gdy było zanieczyszczone. Tu po raz pierwszy oddychanie sprawia mu nieznaną przyjemność, wytwarza uczucie rzeźwości i świeżości!
Piękna twarz mówiącego słabym pokryła się rumieńcem, pod wpływem uniesienia z jakiem mówił. Zmęczyło go to. Witkiewicz jakby chcąc to przerwać, zapytał.
— Jakże Anglik zapoznał się z Sabałą?
— Schodził właśnie granią Kościeliskiej doliny w chwili, gdy Anglikowi opowiadałem o nim i jego oryginalnej filozofii. Zatrzymaliśmy go więc na wieczór i na noc, i słuchaliśmy jego opowiadania „O śpiących rycerzach.“
— Ależ Anglik nie mógł tego rozumieć!
— Tłomaczyliśmy mu na poczekaniu.
— O! – rzekł pan Stanisław Witkiewicz — Sabała, to też jedna z największych osobliwości tych gór. Umie zaledwie czytać i pisać, a cała jego nauka zasadza się na obserwacyach zebranych w walce z dziką naturą, ale dusza niepospolita rzuca na jego postać światło bijące od dzieł wszystkich wielkich poetów! Cały świat górski żyje w jego mowie: Wierchy i przepaście, orły, niedźwiedzie, świstaki i kozice, blaski słońc, cienie chmur i mroki nocy; skały i śniegi i wonna zieleń smereków i czarne krzaki kosodrzewiny, i szum wód spienionych. Jego nieporównanie ruchliwa twarz mieni się wszystkiemi odcieniami