Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/243

Ta strona została przepisana.

wa bezpiecznie zapuszczają korzenie. Porosty — to skromni pracownicy, bez których potężne dęby nie mogłyby istnieć! Bóg, jak słusznie mówi profesor Strand, często używa maluczkich do wielkich spraw swoich.
— To prawda — pomyślał Henryk — Dżdżownice są także małe i tak brzydkie, że spostrzegłszy je między grudkami ziemi, odwracamy się od nich ze wstrętem, a przecież pracują bezustanku nad spulchnieniem ziemi. Jakże my, ludzie, pracować powinniśmy żeby nie doznawać upokorzenia wobec porostów i dżdżownic!
Ślady wichru halnego spotykali wszędzie po drodze. Miejscami, drzewa wyrwane z korzeniami leżały pokotem.
Na zakręcie drogi, ujrzeli rysującą się zdala sylwetkę mężczyzny. Wzrost średni, ubranie popielate, okrywające szczupłą figurę, włosy ciemno blond wyglądające z pod słomianego kapelusza, wreszcie krok żywy, elastyczny, składały się na całość sympatyczną. Zmierzał prosto ku nim.
— Oto trzeci poeta — odezwał się Witold poznawszy idącego. Zbiera on z zapałem, nawet z namiętnością, zabytki góralskie z dawnych czasów. Dom jego, to Muzeum etnograficzne Podhala. Bo i czego tam niema! Od rzeźbionych listew, sprzętów, naczyń, do zarzuconych już dziś staroświeckich ubiorów. Są tam pasy juhaskie, noże zbójnickie, spinki mosiężne; są fajki, gęśliki i bogata kolekcya najrozmaitszych łyżników. Człowiek ten objeżdża Podhale i kupuje wszystko co tylko ma jakąś wartość, chroniąc tym sposobem stare zabytki od zniszczenia. Niema chaty, do którejby nie zajrzał.
— Któż to jest, ten pan, ten poeta, jak się pan o nim wyraził? — zapytał Henryk zaciekawiony.
— Bronisław Dembowski, autor „Słownika gwary podhalskiej“.
— Więc on zbiera nietylko sprzęty i ubrania, ale i wyrazy?
— One takie są cennemi zabytkami, które może wkrótce ustąpią pod wpływem niwelacyjnej kultury przybyszów z równin — odrzekł Jakób.
Ten o którym była mowa, przystanął zrównawszy się z niemi, i uścisnąwszy im dłonie, zaczął od razu:
— Wyobraź sobie, panie Witoldzie, że był tu w jednej chałupie prześliczny sosrąb bogato cyfrowany: mówię panu, koronka! Chciałem go nabyć do moich zbiorów i nie targowałem się nawet o cenę; tymczasem zheblowali go. Ach, co za barbarzyństwo!
Zaczerwienił się cały, mówiąc to, z oburzenia, i targnął długi, płowy wąs, a w szarych rozumnych oczach, był gniew i żal zarazem.
Jakób pokręcił głową.
— To dziwne rzekł — górale cenią swoje dawne zabytki i ob-