Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/254

Ta strona została przepisana.
XVII.
MORSKI WĄŻ.

„Na koniku, okazale,
Pasterz jedzie z dolnych pól.
Tuż pod gwiazdy, na swe hale,
Jak w swem państwie jedzie król."
Deotyma. Piosnka w Karpatach.

Tamci spostrzegli ich zaraz i zdaleka witać zaczęli, machając kapeluszami. Górali było dziesięciu: dwóch do niesienia namiotu, czterech pod bagaże i trzech przewodników. Był i Obrokta z gęślikami. Sir Edward w serdaku i z kijem alpejskim w ręku, wyglądał na prawdziwego wodza wyprawy. Twarz jego zwykle spokojną jak z marmuru, na widok Henryka rozjaśniła błyskawica radości. W ruchu z jakim wyciągnął rękę do chłopca, było coś więcej niż uprzejmość, a w zapytaniu, czy zdrów jest po niedawnej z niedźwiedziem przygodzie, brzmiał jakiś ciepły ton. Ale powściągnął się natychmiast i odwrócił nagle, a oczy jego spotkały się z oczami małego hrabiego, który stał z boku, śledząc wyraz twarzy dziadka. Rzecz bowiem niesłychana: sir Edward, szydzący zawsze z obaw o zdrowie wnuka, interesował się teraz zdrowiem tego obcego w lichem ubraniu.
Powitanie wzajemne chłopców było bardzo sztywne. Henryk w skierowanem na siebie spojrzeniu Dawida, wyczytał źle ukrytą niechęć — ale policzył ją na karb niezadowolenia z wycieczki, do której wi-