Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/255

Ta strona została przepisana.

docznie wciągnięto go wbrew woli jego własnej. Naturę swego rówieśnika, zrozumiał on już przy pierwszem spotkaniu w Kościeliskiej dolinie i trafnie go ocenił; zasmucił go natomiast brak profesora Stranda, umiejącego tyle ciekawych rzeczy opowiadać. Baronet wyjaśnił, że profesor prosił aby na niego nie czekano, i obiecał stawić się przed południem na hali Królowej. Jeden z górali odezwał się że profesor zapewne urządził sobie wycieczkę na własną rękę, bo szukał wczoraj przewodnika — a drugi dodał, że widział nawet tego przewodnika, jak kupował pochodnie.
Gdy te słowa przetłomaczono sir Edwardowi, okazał zdziwienie, ale nie wątpił, że Strand dotrzyma słowa i stawi się na czas w oznaczonem miejscu.
— Bardzo byłoby mi przykro — dodał — gdybyśmy zostali pozbawieni tak miłego towarzysza.
Pochodnie jednak dały do myślenia wszystkim, chociaż malarz utrzymywał, że profesor miał już chyba dosyć grot Raptawickich. Doktór jednak był przeciwnego zdania.
— Ależ tak, tak — potwierdził — tu niedaleko jest Magora; on niezawodnie zboczył po drodze do groty w Magorze.
— To już nie rozumiem po coby tam lazł — mruknął Witold wzruszając ramionami — chyba nowego szuka guza!
— Co takiego przypuszczacie panowie? — dopytywał się sir Edward.
Doktór powiedział mu swoje domysły, a baronet zadecydował, żeby iść ku Czarnemu Stawowi, jak było postanowione — bo skoro Strand wyszedł o świcie z Zakopanego, to zapewne ułatwi się wkrótce ze wszystkiem i przyjdzie, a może już nawet jest na hali.
— Idźmy więc, żeby nie czekał na nas długo — dodał.
— Czy można zapytać pana, sir, jaki jest plan wyprawy? — zagadnął malarz.
— Z planem czekałem na was, moi panowie. Znacie te góry, więc lepiej odemnie potraficie wyznaczyć marszrutę. Jam tutaj obcy...
Wydało się Witoldowi, że przy tych wyrazach głos baroneta miał nienaturalne brzmienie.
— Z naznaczenia punktu zbornego na hali Królowej, wnoszę, że masz zamiar, sir, iść do Morskiego oka.
— Tak, ale idzie właśnie o wybranie drogi takiej, któraby nam dostarczyła najsilniejszych wrażeń.
— Najwspanialszych widoków — poprawił Walter.
— I pozwoliła znaleść różę bez kolców — nieprawdaż? — dodał malarz, a na ustach jego zabłąkał się szczególny uśmiech.
Warburton dostrzegł ten uśmiech i rzekł: