Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/262

Ta strona została przepisana.

— Ciekawy jestem, co on znalazł w kieszeni — szepnął Witold.
— Widocznie coś takiego, czego nie chce nam pokazać — odrzekł Jakób. — Może jest to jakaś zdobycz naukowa, mająca do czasu pozostać tajemnicą, i o której dopiero dowiemy się kiedyś z dzienników.
— Ej, nie — powiedział Witold na twarzy profesora pojawił się wyraz takiego wstrętu, gdy cofał rękę, jakby się dotknął przypadkiem gadu jadowitego.
— W istocie, to bardzo dziwne — szepnął Warburton.
Na halę Królowej wiedzie ścieżka wijąca się nad krawędzią przepaści. Miejscami jest tak wązka, iż wędrowcowi zdaje się, że się na niej obie jego nogi nie zmieszczą, ale idąc przekonywa się, iż mogą wygodnie obok siebie postępować. Widok jest stamtąd na dolinę Jaworzynki, leżącą na dnie przepaści niby obrazek uroczy. Mały hrabia gdy się do tego miejsca zbliżył, zbladł, trząść się zaczął i w żaden sposób nie mógł się odważyć go przekroczyć. Próżno przekładał mu przewodnik, że „droga łatwa i babsko stuletnie wlazłoby na nią“ — Dawid słuchać nie chciał. Ani obawa gniewu dziadka, ani uspokajające przedstawienia Waltera, ani zapewnienia doktora, że tędy góralki jeżdżą konno z obońkami[1] napełnionemi mlekiem, nic nie pomogły. Odwrócony plecami od przepaści, rękami przypiął się do skały i wołał, że nie pójdzie dalej za nic w świecie, że chce wracać do Zakopanego, i wśród tego lamentu został zdradziecko przez owo drażliwe miejsce przeciągnięty; jeden z górali go popchnął, drugi naprzód pociągnął. Gdy poczuł że niebezpieczeństwo minęło, odetchnął i lękliwem spojrzeniem obrzucił twarze obecnych, a to co na nich wyczytał, pokryło mu twarz ciemnym rumieńcem, zwłaszcza że ścieżka teraz nie wydawała się mu tak wązka jak przed chwilą. Odczuł całą śmieszność swego postępku, i miał ochotę się rozpłakać, ale spojrzawszy na Henryka biegnącego naprzód wesoło, powstrzymał gwałtem łzy i z zaciśniętemi ustami szedł w milczeniu, poddając się losowi. A gdy obejrzawszy się jeszcze na owa drogę fatalną, zobaczył jadącego tamtędy na koniku górala, z obońkami, z fajką w zębach i niedbałą swobodą na ogorzałej i dumnej twarzy — gorycz zalała jego serce.

  1. Naczynia drewniane.