Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/263

Ta strona została przepisana.

Zeszli na halę Królowej pokrytą prześliczną zielonością, niby poszystym kobiercem. Pragnienie ujrzenia prędzej turni, których brzegi wychylały się zdala — rosnąc powoli i ukazując płaty śniegu leżące na ich ostrych źlebach — dodawało im sił, choć byli zmęczeni. Wreszcie wśród malowniczo rozrzuconych złomów, bujną otoczonych kosodrzewiną, odsłonił im się prawdziwie majestatyczny widok. Przewodnik wskazując ręką, mówił:
— Ta góra długa na lewo z granią czarną, to Koszysta wielka, a przy niej bliżej Buczynowe turnie. Między niemi jest Krzyżne. Zaraz przy niej jest druga, żółta kieby siarka, co ma wierzch trójkanciasty, to się nazywa Żółta turnia, dla tego że na kamieniu rośnie taki żółty porost, jak siarka. Te dwa czuby przy sobie nazywają się Granaty, bo przed wschodem słońca są całe czerwono umalowane. Ten wierch środkiem wyszczerbiony, to Kozi wirch, bo się kozy po nim często spinają. Dalej Zawrat: tamtędy się idzie do Morskiego oka. Ta na przodku dzieląca Czarny Staw od Pięciu Stawów Gąsienicowych, nazywa się Kościelec, bo do kościoła podobna.
— A gdzie jest Czarny Staw?
— Czy widzicie ten kamienisty wał, co idzie od Żółtej turni do Kościelca? Za nim jest Czarny Staw. Przypatrzcie się państwo stawom: widać tu ich zwierciadła.
— Raczej zwierciadełka — szepnął Henryk.
Profesor nie słuchał. Z roztargnieniem rozglądał się, szukając śladu lodowców.
Nasyciwszy oczy wspaniałym widokiem, wędrowcy ruszyli ścieżką na dół ku szałasom, gdzie zwróciły ich uwagę duże głazy granitowe, rozsypane po zboczu wapieniowej góry.
Profesor przystanął i patrzał na nie zamyślony. Warburton zatrzymał się także i rzekł:
— Co te granity robią na wapieniu? Jakim sposobem bryły tak potężne dostały się tutaj? Chyba poprzenosiły je tu jakieś bajeczne olbrzymy?
— To jest ślad lodowca! — odrzekł profesor. — Głazy te z przeciwległego grzbietu nie mogły się dostać inaczej, jak po lodowcu, który niegdyś zaściełał całą dolinę Gąsienicową.
— Ot, co to jest być uczonym — wtrącił malarz. — Profesor Strand z głazów odczytuje dzieje tej krainy z przed wielu tysięcy lat, a my patrzymy na nie i nic nie widzimy. Dla nas martwe, nieme, dla niego są księgą pełną treści.
— To prawda — myślał Henryk. — Jakim to potężnym skarbem jest wiedza! Ona daje klucz do wszystkich tajemnic. Człowiek uczony jest jasnowidzącym.