Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/287

Ta strona została przepisana.

— Więc gdy mamy je tuż pod ręką, chcesz pan abyśmy wracali się do Jaszczurówki, i stamtąd dopiero zaszli je z innej strony! Po co? Zamiast wracać, chodźmy przez Żółtą turnię w poprzek.
Malarz i doktor zamilkli, spoglądając po sobie, a Obrokta dowiedziawszy się o co idzie, powtórzył wolę baroneta przewodnikom, którzy obstąpiwszy go, jęli mu się z taką przyglądać ciekawością, jakby go po raz pierwszy widzieli. Roy i Wala trudniejszemi szlakami chodzili z Chałubińskim, ale Chałubiński był młodszy! Spostrzegł baronet że jest przedmiotem podziwu, ale i lekceważenia, i brwi ściągnął.
— Tędy nikt nie chodzi — odezwał się Witold.
— Jedna racya więcej, abyśmy poszli — odrzekł z pewną niecierpliwością; — jeżeli panom kierunek ten się nie podoba, to idźcie drogą wygodniejszą. Ja tędy pójdę i zaczekam na was na Pańszczycy.
— Pójdziemy z panem — rzekł Witold, a Jakób powtórzył to samo.
Co do profesora Stranda, temu było wszystko jedno którędy miał iść. Wszystko też było jedno Henrykowi, nie lękającemu się trudów, ale co do Dawida, ten umierał ze strachu i męczył Waltera prośbami, aby odradzał dziadkowi drogę przez tę okropną górę.
Tatar, przewodnik profesora odezwał się, że jeżeli już pan Anglik koniecznie chce, to iść można spodem Żółtej turni na Dubrowiska, przez groblę; ale drugi zaraz przerwał, że to przejście bardzo niewygodne i że lepiej będzie iść przez Żółtą turnię i Małą Koszystą. Na tem też stanęło.
Nikt już nie odezwał się z protestem.
Nocleg przy Czarnym Stawie okazał się koniecznym i baronet kazał rozbić namiot. Henryk ciekawie przypatrywał się tej czynności, którą Jerry chciał dyrygować, ale zanim zdołał porozumieć się z góralami na migi, namiot już stanął. Wszyscy co chodzili na wyprawy z Chałubińskim, umieli się doskonale z namiotem obchodzić i sprawili się zręcznie i szybko. W szczelinach umocowali drążki zakończone żelaznemi ostrzami, i do nich przymocowali sznury. Gdy stanęły ściany i dach, Jerry rozesłał na ziemi wojłok, urządził posłania z gałęzi kosodrzewiny i okrył kobierczykiem, a na nim położył poduszki gumowe, które nadął powietrzem. Znalazł się nawet stolik składany. Namiot był z płótna żaglowego nieprzemakalnego, więc choćby deszcz spadł w nocy, nikt nie potrzebował się obawiać przemoknięcia.
Wszystko było gotowe do noclegu, ale nikomu jeszcze spać się nie chciało. Dawid byłby chętnie położył się pierwszy, ale go wstyd brał; panowie rozmawiali paląc cygara, a górale zaczęli dorzucać kosówki na ognisko; gdy stos wielkim buchnął płomieniem, Obrokta wziął skrzypki i przygrywać zaczął, a górale puścili się w taniec, każdy na swoją rękę i zabrzmiała piosenka: