Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/289

Ta strona została przepisana.

pochod olbrzymieje, aż nareszcie słychać pieśń serafickich chórów i widać jasność wielką.
Było coś Dantejskiego w tym opisie ostatniej wędrówki, choć Danta nigdy nie czytał proboszcz zakopański. Posiadał on nadzwyczajną siłę obrazowania, co choć z wszelkiego kunsztu wyzuta, ciągnęła, przykuwała uwagę, a grozą tamowała oddech. Cóż dziwnego, że tłum słuchaczy chylił głowy jak łan zboża przed wiatrem, i że kruszyły się serca nietylko prostacze.
— Pan A. Z. opisał to nawet później, zaraz po śmierci księdza Stolarczyka, w jednej z gazet — zaczął znów malarz — i nic nie przesadził. Ja także znałem księdza Stolarczyka; słyszałem różne jego mowy i jedną mowę pogrzebową. Zaczął od tego, że siedząc pewnego wieczora na ganku, usłyszał dolatujące go krzyki hulaków z karczmy i zapisał sobie ich nazwiska, a tam wysoko Święty Piotr zapisał także na drugą rękę. „Wiem — mówił — że ci co tam byli, przyjdą do mnie i prosić będą, żeby ich wykreślić. Ale cóż, choć ja wykreślę, to Święty Piotr nie wykreśli!“ I zaczął przedstawiać pijaństwo w całej jego ohydzie. Myślałem że nieboszczyk był pijakiem, ale przeciwnie, był to człowiek trzeźwy, pijakiem za to był syn. I proboszcz jął go tak hańbić publicznie, tak gromić, i naprzemian roztkliwiać, że ogromne jak dąb chłopisko, upadło z rykiem na kolana, a nazajutrz wyprzysięgło się w kościele uroczyście wódki.
Powodowany dobrem sercem, niejednokrotnie na grabarzy lub służących kościelnych, przyjmował dawnych zbójników, dając im chleb u siebie na starość z litości. Kiedy pewnego razu rozeszła się wieść, że stary zbójnik Mateya, zapowiada zrabowanie kasy parafialnej, ksiądz Stolarczyk poszedł osobiście w góry na spotkanie Matei i zawarł z nim układ, mocą którego zbójnik przyrzekł zostawić pieniądze kościelne w spokoju, a ksiądz, nie wypominać go publicznie z ambony.
— Mądrość wężowa, o której mówi Pismo Święte — wtrącił Warburton.
— Uczonym nie był — podjął doktór znowu: — odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej, i to stanowiło cały jego podkład literacko naukowy, ale miał znajomość psychologii góralskiej, siłę słowa i czynu, co połączone z głęboką wiarą i miłością ludu, stanowiło tajemnicę niezwykłych skutków jego działalności. Nic piękniejszego za Tatrami nie uznawał, i miał góralską duszę. Bójki z Liptakami gromił za rozlew krwi, groził karami piekielnemi, a swoją drogą powtarzał z zadowoleniem: „A taki nasze chłopcy znowu Liptaków zmogły!“
Mrok coraz więcej zapadał. Warburton wodzący zadumanym wzrokiem po posępniejącej coraz bardziej dolinie Stawów Gąsienico-