Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/299

Ta strona została przepisana.

wy. Wycieczka na Świnicę trudna: nie każdy się może na nią ważyć; ale widok wynagradza trudy. Szczyt jej bieli się śniegiem.
— Grono technologów z Krakowa niedawno było tam świadkiem wspaniałego widowiska — odezwał się Witold, przypatrując się przez lunetę. — Rozległ się huk potężny i jak grzmot potoczył się po górach. Przerażeni, spojrzeli ku Świnicy, skąd łoskot jeszcze dochodził, i oczom ich przedstawił się straszny i zarazem wspaniały widok. Z jednego ze skalistych szczytów tej góry obsunęła się olbrzymia masa śniegu i jak spieniony wodospad, leciała w przepaść, wlokąc z sobą mnóstwo kamieni i odłamów skalnych.
— O, co za ironia mówić o śnieżnym wodospadzie, gdy język z pragnienia przysycha do podniebienia — odezwał się Walter, ocierając pot z czoła.
— Napij się wina — rzekł baronet, podając mu flaszkę.
— Dziękuję sir, to tylko wzmaga pragnienie — rzekł młodzian, nie biorąc jej.
— Jak chcesz. Ale co tam czerni się w dole na lewo? Czy to las? Tak, to las w którym rosną pojedyńczo śliczne limby; las gdzie jagód soczystych ani kosówki nie brakuje, gdzie pokazują się czasem Głuszce i Cietrzewie.
— Słyszałem że trafia się i Jarząbek — wtrącił Witold.
— Oaza w pustyni..! Szkoda że zadaleko od nas.
— Jestto lepsza część doliny Pańszczyny, rzeczywista oaza w porównaniu z tą do której schodzimy, a która też bardzo właściwie zwie się Dziką doliną.
— Ale ja tu widzę u stóp naszych przed samą Żółtą turnią, nieco na lewo maleńkie zwierciadełko. Jeżeli to woda, to zdaje się być krwią zabarwiona.
— To jest Czerwony stawek tak zwany z powodu otaczających go granitów.
Przewodnik, obserwujący bacznem okiem chmurkę, na którą niedawno zwracano uwagę, rzekł nagląco:
— Dalej panowie, w drogę, nie stójcie! trzeba się spieszyć, bo nas deszcz zleje.
— Gdzież to widzicie zapowiedź tego deszczu — zapytał Witold.